Byliśmy w niedzielę w Łazienkach i dotarło do mnie, tak naocznie, jak wielu ludzi nosi w wisiadłach. Tyle wisiadeł ile było wtedy to dawno nie widziałam (no może jeszcze w Ikei). I to takie maluszki. Przodem do świata bo jakże inaczej. I to większość chyba w bjornach z tego co zauważyłam albo w czymś bjornopodobnym. Kurczę, ludzie narzekają, że nosidła drogie. Już nie mówię, że koniecznie chusty bo rozumiem, że nie każdy chce w chuście, nie każdy umie itp. Ale zamiast normalnego ergonomika (przecież jakiś wybór jest) kupują upiornie drogiego bjorna albo jakieś inne wisiadło. A już najkoszmarniejszy był widok spłakanego, aż ochrypniętego, roztrzęsionego na oko trzymiesięczniaka wsadzonego przodem właśnie w bjorna. dziecko wisiało jak na kiju, matka upychała mu pod brodą tetrę, a maluch bronił się rozpaczliwie, płakał. Zapocony, czerwony, zasmarkany(bo oczywiście należy w upał dziecko w swetrze trzymać). Podeszłam tak na spokojnie (mój młody spał w chuście na plecach). A oni na mnie z gębą, że dziecku tak dobrze, że ono lubi (no właśnie widziałam jak lubi) i żebym się nie wtrącała bo sama noszę pozwijane dziecko w jakiejś taniej szmacie bo mnie na wózek nie stać. A oni mogli sobie porządne nosidło kupić. Normalnie aż mi nieprzyjemnie i smutno się zrobiło