Ja wiem, że w porównaniu do wielu forumek, to mój stosik jest biedny jak mysz kościelna, ale nie mam potrzeby ani środków, żeby kupować kilka chust. I tak, to co już mam, to moim zdaniem za dużo. I męczy mnie to okropnie, bo lężą sobie smętnie przekładane z kąta w kąt. Coś trzeba puścić w świat, tylko co?
1. Piękny, podkreślam PIĘKNY, czarno-fioletowy paisley Rapalu- nasza pierwsza chusta, cieplutka, miła i wbrew pozorom miękka. Jedyna chusta, w której daje sie zamotać mąż. Dla mnie odrobinę przydługa. Myślałam, żeby ją może przerobić na jakieś mt, ale na nic się nie mogę zdecydować.
2. Girasol koktajl owocowy- cieńsza, krótsza chusta w bardzo energetycznych kolorach. Bardzo ja lubię. Jest cieńsza od rapalu, więc będzie chyba lepsza na lato.
3. MT od woollomollo-różowo brązowe, przepiekne również Najlepiej mi się w nim nosi-odkąd je mam, to chusty leżą
I tak-mam tego niewiele, ale dla nas nawet taka ilość, to chyba za dużo. Coś powinnam sprzedać. Rapalu to pierwsza chusta, mężowska, mam do niej sentyment. Poza tym, nosi rewelacyjne(lepiej od Girasola). W ogóle nie czuć w niej mojego klocka. Grasol jest cieńszy, więc na lato z tych trzech będzie najlepszy. Ma odpowiednią długość dla mnie i wiąże się w niewielki węzeł. MT jest najwygodniejszy do noszenia, ale nie wiem, jak się spisze w lecie, bo jest dość gruby.
I co ja mam zrobić?Pomóżcie